3 lutego 2013

Highline „Most Gdański", nocna akcja


Most Gdański składa się z dwóch części: kolejowej i drogowo-tramwajowej.
Dochodzi godzina 0:00, kilkanaście minut temu przyjechał Paweł. Pakujemy sprzęt, robimy herbatę w termosie i ruszamy. Kierunek Most Gdański. Szpej ograniczyliśmy do minimum, w razie wpadki i ewentualnej konfiskaty straty będą minimalne. Dwa lata temu, rozwiesiliśmy tam taśmę, przyjechała policja i nas spisała. Panowie zagrozili mandatem 3000 zł. Myślę, że sami byliśmy sobie wtedy wini. Robiliśmy to w dzień, a dookoła było pełno ludzi. Na jednym moście, co chwilę przejeżdżał tramwaj zwalniając przy naszym haju, na drugim pociąg. Nikt z nas nie miał na koncie żadnego highlina, a ja nawet nie umiałem wstać z siadu. Wtedy szanse na przejście były nikłe."Spaliliśmy" miejscówkę, dlatego zdawałem sobie sprawę, że tym razem w razie kłopotów na święta nie będzie prezentów :P , natomiast Pawłowi groziłoby może tylko pouczenie.
  Jest zimno. Termometr w aucie pokazuje -10°C. Mimo tak późnej pory, na ulicach spory ruch. Dojeżdżamy. Upps. Przy parkingu widzę zaparkowany radiowóz. Nie skręcam. Robimy rundkę honorową i wracamy  na miejsce po 15 minutach. Jest czysto. Wchodzimy na most kolejowy. Nie jest zimno - jest potwornie zimno, silny wiatr i woda pod stopami potęguje to uczucie. Miejsce na taśmę wybieramy około 80 m dalej niż dwa lata temu, przy kolejnej wysepce i drabince prowadzącej na „rurę". Tu nas nie widać. Mija 0:40 i właśnie przejeżdża ostatni tramwaj. Biorę procę i udaję się na drugi most. Naglę gasną latarnie... kurwa... w takich ciemnościach będzie jeszcze ciężej. Już wiem, że z filmowania nici. Trudno. Zdejmuję rękawiczki i strzelam w kierunku Pawła. Pudło. I tak cztery razy. Ciężko jest trafić w ciemność dokładnie miedzy przęsła, a Paweł ma kłopoty z odnalezieniem fluorescencyjnej plecionki o grubości 0,10 mm. Niby mamy czołówki, ale ich nie używamy, by nie zwrócić na siebie uwagi. Cały trzęsę się z zimna. Słyszę szczękanie zębów Pawła z drugiego mostu. Muszę założyć rękawiczki. Przywracanie krążenia w zamarzniętych dłoniach powoduję straszny ból. Chce mi się wyć i jestem bliski rezygnacji. Dlaczego nie przyjechaliśmy tu parę tygodni temu jak było powyżej zera lub latem? Sam nie wiem, może by nie było tak „ciekawie". Ostatnia próba. Strzelam i tym razem trafiam. Paweł przywiązuje taśmę z zatejpowaną liną, którą wyciągam, robię stan i wracam na drugi most. Szybciutko naciągamy system i uciekamy do auta. Na odpalonym silniku, przy gorącej herbatce, spędzamy następne 30 min grzejąc zmarznięte nogi i ręce. Wracamy na most. Atakuję pierwszy. Taśma pokryta szronem nieprzyjemnie chrupie przy stąpaniu. Kilka metrów przed końcem, nie widać ani jej ani stanu, jest tylko zimna i gęsta ciemność. Spadam. Trudno, przynajmniej trochę się rozgrzałem. Kolejna próba kończy się sukcesem. W drugą stronę jest mi już znacznie łatwiej. Kolej na Pawła. Po raz pierwszy widzę, by tak często odstawiał nogi jednak udaje mu się. Zalicza OS FM. Brawo. W sumie ten haj to nic wielkiego 22m/15m, ale w tych warunkach to „mistrzostwo świata" ;) Szkoda, że nie będziemy mieli żadnych pamiątek w postaci fotek czy filmu, ale na pewno zostanie on w mojej pamięci. Wracamy do domu. Jest już po 4, ruszają pierwsze tramwaje. Żona i córka na nas czekają. Leżą w łóżkach w ubraniach, tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było jechać na komendę lub most. Kładę się, ale nie mogę zasnąć z emocji. Co za szalona akcja.



Tu sprawozdanie filmowe. Wiele tego nie ma z powodu zimna, braku światła i operatora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz